Zawsze w kasku

Jak ważny jest kask wydaje się, że nikomu nie trzeba tłumaczyć. A jednak nadal nie każdy i nie zawsze jeździ w kasku. Żeby nie było sama święta nie jestem i kiedyś też bez kasku jeździłam - na szczęście nic się nie stało, ale to nie znaczy, że mam dalej tak robić. Spotykam się z podejściem - jak ktoś dorosły i zna ryzyko, to jego problem. Niestety nie tylko jego - gdy coś się nie daj Boże stanie, to ktoś tą osobą będzie musiał się zajmować (oby tylko jakiś czas).

Kask oczywiście nie grawantuje, że wszystko będzie dobrze, ale znacząco zmniejsza ryzyko, że coś się stanie.

Jednym z argumentów jest też, że ten koń jest spokojny i nic się nie stanie. Pomijając fakt, że nawet bomboodporny koń może się wystraszyć, to może dostać ataku serca. I to wcale nie jest sytuacja wyssana z palca. Jechałam sobie spokojnie na Musze, gdy Adam zaczał krzyczeć z drugiego końca hali "zsiadaj", a po chwili koń przewrócił się. Gdybym nie zsiadła uderzyłabym głową (na szczęście w kasku) o stojaki do przeszkód. Co by było gdyby Adam nie krzyknął a ja nie miałabym kasku na tym chyba najspokojniejszym koniu świata?

Takich sytuacji na pewno każdy zna mnóstwo. Lepiej nie kusić losu. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy pięknych i bezpiecznych nakryć głowy jest cała masa.

Wiele osób też powołuje się na western - tam jeźdźcy mają zazwyczaj kapelusze. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby włożyć kask, a na pewno nie przepisy.

Jola