Ludzie się z Was śmiali
To słowa śp. kowala, które siedziały mi w głowie na tyle, że musiałam je rozpracować na terapii. Jednak pierwsze co to zrobiłam sobie "autoterapię" - dlaczego mnie to tak ruszyło. Tyle razy robiłam to pod okiem psychologa, że weszło w krew, ale też pozwala zachować mi spokój.
Przede wszystkim - wróciły wspomnienia dawnych czasów, które już trochę się zatarły. A miłe nie były. Śmianie się ze mnie powoduje, że jest mi przykro - normalne. Tak właściwie były 3 okresy kiedy mnie wyśmiewano:
1. dzieciństwo - ale to wiadomo jak to jest
2. gimnazjum - dzieci dorastają, też wręcz jest słynne z tego
3. środowisko w stajniach - nie na studiach, nie w pracy, a w stajni
Tak patrząc na tą rozpiskę nasuwa mi się jedno - dziwi mnie, że część koniarzy (bo na wielkie szczęście nie wszystkich) można porównać do dzieci albo nastolatków w gimnazjum. Nawet w nienajlepszym LO, do którego chodziłam nie było wyśmiewania. Nie tylko mnie nie wyśmiewano - nikogo. Jak się kogoś nie lubiło, to po prostu szło się innymi drogami. Nie mówię, że było idealnie - bo ktoś kogoś obgadał czasem, ale to już inny poziom. Raczej buzujące emocje i próba rozładowania ich, niż prostackie wyśmianie.
Przez pewien mnie to gdzieś uwierało - od czasu do czasu zdarzy się, że zostanę wyśmiana (przez osoby, które pasja powinna łączyć). Uwiera mnie niesprawiedliwość. Uwiera mnie, że w tej pięknej pasji się nie wspieramy. Staram się pisać "delikatnie" - "nie uważam tego za rozsądne, możesz zrobic komuś krzywdę", "wolę inny schemat postępowania". Unikam jak ognia - "nie umiesz...", "a Ty głupia jesteś", "jak można tak robić? jesteś okropna". Ale bycie "delikatnym" nie zapewnia mi "ochrony", nie wszyscy grają czysto. I to mi czasem przeszkadza. Ale taka niesprawiedliwość jest ich. Nie moja. Staram się nadal pisać - wolę żyć inaczej.
Jola