Gdzieś pomiędzy

W dobie pogłębiającego się kryzysu między "naturalsami", a "sportem" jesteśmy my. Małżeństwo, które kocha konie, ale które nie ma nic przeciwko zawodom. Które poświęciło dużo pieniążków aby nasze dwa konie mogły żyć mając zapewnione jak najwięcej swoich potrzeb, ale byśmy także my mogli na nich trenować. Byśmy z czystym sumieniem mogli wsiadać na przygotowanego do tego konia, który zaraz po dopasowanym do niego treningu pójdzie z powrotem na wolny wybieg.

Nie boimy się wędzideł - uważamy, że odpowiednio przygotowane konie, zaczynając od zajazdki na sidepullu mogą pracować na czance, aby pokazać kunszt wyszkolenia konia i jeźdźca. Spokojnie uczymy konie z ziemi, mając świadomość, że jak będą gotowe, to przy ich boku może znaleźć się ostroga. Jednocześnie używamy delikatnych patentów (pas za zad) dając koniowi czas na zrozumienie swojego ciała. Adam nie udowadnia każdemu, że jest nadczłowiekiem i ma głowę i kręgosłup ze stali - wsiada w kasku i kamizelce.

Gdzie jest nasze miejsce we współczesnym świecie jeździeckim? Wszędzie czy nigdzie?

Jola