Szybcy i wściekli
Najpierw powstał ten tekst. Jednak po przemyśleniach muszę jeszcze kilka akapitów do tego dopisać. Po napisaniu wspomnianego tekstu poczułam, że co miałam na ten temat powiedzieć wybrzmiało i zrobiło mi się sporo lepiej. Wtedy myślałam że to była najgorsza sytuacja w moim jeździeckim życiu. Ale te jeszcze gorsze wyparłam z pamięci. O wiele gorsze niż gadanie.
Kolejna jest przykra zwłaszcza dla koni. Dogadując pewien pensjonat wyraźnie zaznaczyliśmy, że nasze konie mają się tylko nudzić i odpoczywać. Powiedziano nam, że w związku z tym będzie wyższa cena bo mamy stać krótko i nie użyczamy koni. Zgodziliśmy się byle mieć spokojną głowę. Po jakimś czasie u koni pojawiły się problemy skórne, co skonsultowaliśmy z weterynarzem. Powiedział, że tak się kończy jak jest jeden sprzęt na wiele koni. Zdziwiona odpowiedziałam, że mamy tylko 2 konie i każdy ma swój sprzęt od kopystki po siodło. Według lekarza wyjaśnienie było jedno - ktoś użytkował nasze konie (na co też wskazywały ślady po siodle). Rozmowa z właścicielami pensjonatu skończyła się zrzuceniem winy na nas, że przywlekliśmy grzyba (którego wcześniej nie miały). A jeśli przywlekliśmy, to czemu nie było rozmowy o tym wcześniej?
Zabraliśmy więc nasze konie bez zapowiedzi (w obawie że będą jeszcze mocniej eksploatowane). Tzn. nie do końca bez zapowiedzi, bo miały wyjechać za 2 tygodnie, przestrzegając miesięcznego wypowiedzenia.
Wynajęliśmy transport, a my jechaliśmy swoim samochodem. Właściciele stajni zaczęli nas ścigać, próbowali zepchnąć nasz samochód do rowu, hamowali i cofali w nas. Policja interweniowała dwukrotnie. Bardzo nam wtedy pomogli. Nie zdziwię się jeśli większość w to nie uwierzy (nawet pomimo tego, że mam 3 świadków, nie licząc policjantów i dokumentacji) - takie zachowanie jest chore i nie powinno mieć w ogóle miejsca.
Po tym co opisałam przejmowanie się jakimś gadaniem wydaje się po prostu głupie. Niestety słowa ranią. Czasem odbierało to radość ze swoich koni. Jednak nikt mnie do rowu wepchnąć nie próbował.
Jola