Pierwsze normalne wsiadanie z EquiLa Karolina Mucha
Pierwsze wsiadanie na Rozkruszka nie było dobrze zrobione, delikatnie mówiąc. Rozkruszek miał 6 lat - w wieku 4 zakuł się w oko, potem przeprowadzka i budowa i tak zleciało. Jeździliśmy czasem na szkolenia jako słuchacze i tam od doświadczonych trenerów, którzy mają opinie spokojnie pracujących usłyszeliśmy radę, że się za bardzo cackamy i lepiej to zrobić szybciej. Faktycznie z boku mogło wyglądać, że się cackamy - bo też mamy podejście "a gdzie nam się spieszy".
Posłuchaliśmy się i bardzo cisnęłam na wsiadanie "na już" - koń zobaczy, że nic się nie dzieje i po sprawie. Niestety to był duży błąd. Czułam stres i przy wsiadaniu uciekłam, a Rozkruszek za mną. I tak jestem dumna z tego, że poza spokojnym odchodzeniem nic nie zrobił. A mogło przecież być o wiele gorzej.
Kolejne wsiadanie rok później (Rozkruszek miał 7 lat) było już po pracy z ziemi. Niestety zbyt małą wagę przyłożyliśmy do oswojenia konia z siodłaniem i dla konia to było za dużo. Adam spadł dwa razy, ale znów - koń robił co mógł, żeby mu nie zrobić krzywdy (brzydko poleciał pod nogi).
Stwierdziliśmy, że potrzebujemy jakiejś osoby która nam powie co robimy nie tak, ale jednocześnie nie wiedzieliśmy do kogo się udać. Nasze doświadczenia z "profesjonalistami" nie napawały nas optymizmem - albo "pokaż mu kto tu rządzi" albo podejście "prywatni właściciele to tak sobie pląsają po tęczy, a potem my super-jeźdźcy musimy sobie z tym radzić, konie trzeba robić tak samo, to nie mają czasu na fochy". Ani jedno ani drugie nie było nam po drodze.
W końcu po rozpytywaniu trafiliśmy z polecenia na EquiLa Karolina Mucha - treningi dla koni i jeźdźców. Karolina już pierwsze wrażenie zrobiła na nas świetne - spokojna, uśmiechnięta. Najpierw wysłuchała całej historii, zadała kilka pytań, poobserwowała konia. Jej pierwsza rada - trzeba wolniej. Przyznaje, że mnie tym już wtedy absolutnie zachwyciła i czułam że to jest osoba jakiej szukaliśmy. Praca z końmi i zadana nam praca domowa tylko to potwierdziły. Karolina dała nam konkretne wskazówki i pomoc. Wiedzieliśmy na czym stoimy i mieliśmy konkretny plan.
Po odrobieniu pracy domowej i wprowadzeniu nowych nawyków u koni przyszła pora na pierwsze normalne wsiadanie. Tu też było dużo spokoju, chwalenia, konkretne rady i przede wszystkim zero spieszenia się i nerwów. Spokój Karoliny udzielał się też mi! W efekcie zepsuty przez nas Rozkruszek dał wsiąść na siebie w miękkim kawecanie, zrobił kilka króków i wyglądal na zdziwionego, że to nic takiego. My też byliśmy zdziwieni że mamy takiego trenera-perełkę w naszym województwie :).
Jola