Partnerstwo czy przywództwo?
W obecnym świecie pełno jest ofert wszelkiej maści horsemanshipów oferujących szkolenia, które pomogą w tworzeniu partnerstwa z Twoim koniem. No ale ludziom coś świta, że człowiek to powinien być przewodnikiem, a tu nagle partnerstwo. Hmmm pewnie łagodniejsze i chyba lepiej. Ano nie do końca.
Świat jest tak urządzony, że to my kupujemy konie, utrzymujemy je, korzystamy z nich. Czy nam się to podoba czy nie - nie stoimy na równi z koniem od samego początku. To my decydujemy o wyborze stajni, kierunku jaki obierzemy wraz z koniem (czy szukamy konia do skoków czy do reiningu). Zazwyczaj (bo to nie zawsze) jesteśmy mądrzejsi od konia. Więc nim kierujemy (podejmujemy decyzje).
Natomiast partnerstwo stawia nas i konia na równi - on tak samo jak i my ma prawo podejmować decyzje. No to nas daleko nie zaprowadzi. Natomiast baardzo szybko stworzy sytuacje niebezpieczne zarówno dla człowieka jak i konia. Nie możemy pozwolić koniowi decydować np. o zabiegach weterynaryjnych. A tego by oczekiwało partnerstwo.
No dobra, ktoś powie, ale ja w sprawie zdrowia podejmuję decyzję, ale na jeździe to już jesteśmy partnerami. Otóż nie - wyznaczając koniowi w jakich aspektach jesteście równi, tak naprawdę stawiasz się w sytuacji przywódcy.
I nie ma w tym nic złego! Człowiek powinien być przewodnikiem dla swojego konia - przede wszystkim po to, aby praca była bezpieczna dla obu stron. Nie możemy koniowi pozwolić decydować na równi z nami - nie ma on naszego rozumu, naszego rozeznania sytuacji. I to może doprowadzić do tragedii.
Samo przywództwo natomiast nie jest niczym złym. Dobry przywódca dba o swojego podopiecznego, bierze pod uwagę jego zły humor, bolesności, ograniczenia. Natomiast sam decyduje co będzie lepsze. A czasem to lepsze jest pójściem na rękę (kopyto?) koniowi. I dobry przywódca będzie umiał taką decyzję podjąć. Tak więc nie dajcie się nabrać na wszelkie mówienie, że Ty i koń jesteście sobie równi.
Jola