Czasem się nie da
W przestrzeni publicznej okołokońskiej powraca dyskusja odnośnie utrzymania koni. Wtedy często obserwuję jaki jest "mur" w standardach utrzymania koni oraz jak wielką wagę mają argumenty "zawsze tak się robiło", "tak robią duże stajnie". Spotkałam się z systemem stajennego utrzymania młodych koni bez dużej ilości ruchu. Słodko wygląda mały źrebaczek w dużej ilości słomy, taki zadbany i tak mu mięciutko. Ale to tak tylko wygląda.
Takie "cudne" podłoże nie daje możliwości do starcia ścian kopytka i żrebak nie staje na strzałce. Co za tym idzie strzałka bez stymulacji (ruchu) nie rozrasta się, a puszka pozostaje zacieśniona.
Jak to naprawić? Nie da się! Tych strat nie da się odwrócić. A często chcemy mieć sportowca albo chociaż konia "do tuptania". Jasne, że konie urodzone bez zapewnionej odpowiedniej ilości ruchu chodzą pod siodłem i żyją. Czasem nawet obserwujemy, że młodość naszego konia nie miała na nic wpływu. Może okaże się, że konia "trzeba kuć", albo "kopyta jakoś często pękają". Współczesna nauka szybko się rozwija i zdecydowanie przydałoby się głębiej zbadać tą kwestię, bo na ten moment część piszę tylko po własnych obserwacjach (oczywiście biorę tu pod uwagę obecne warunki oraz kowala, częstotliwość jego wizyt i żywienie).
Nie da się jednak odciąć grubą kreską przeszłości. Można żyć nawet z trudną przeszłością i być spełnionym. Nie trzeba udawać, że koń to nadrobił, nadpisał, czy tego nie było. Taki mój Rozkruszek ma odkruszony kawałek kości i częściowo nie widzi na jedno oko. A jednak nadal każdego dnia mnie zachwyca!
Tekst powstał na podstawie artykułu od Rancho Stokrotka oraz na podstawie zawartych informacji w książce lek. wet. Jakuba Gołębia "Kopyta doskonałe".
Jola