Słowa ranią bardziej niż miecze

Nie wiem jak bardzo rani miecz i obym nigdy nie musiała się tego dowiedzieć. Wiem za to jak bardzo ranią słowa, nawet te wypowiedziane w dobrej wierze. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że możemy nimi zmienić bieg życia człowieka. Wielokrotnie to przerabiałam, ale przed przystąpieniem do trzeciej matury z chemii i biologii miało to szczególne znaczenie.

Jak pierwszy raz pomyślałam żeby zostać wetem bardzo nie lubiłam się z chemią. Taka przypominająca matematykę, że lepiej nie tykać. Ale jak to tak nie ogarniać chemii? Przecież na kulturoznawstwie miałam logikę i dzięki Adamowi i jego świetnemu tłumaczeniu rozumiałam zajęcia! Może tak samo da się z chemią? Dało się. Trafiłam na świetnego nauczyciela, zaczęło mnie to interesować. Mogłam pytać o co chciałam i ktoś cierpliwym, ciepłym głosem mi wszystko tłumaczył. Byłam zafascynowana, pytałam więcej.

Ale za plecami słyszałam nieprzyjemne słowa - że powinnam już to umieć, o tym nie powinnam się uczyć, po prostu mam siąść i zrobić te zadania. Domyślam się, że nawet było to powiedziane w dobrej wierze. Powoli przestałam się cieszyć a zaczęłam bać. Na pierwszej maturze z chemii byłam tak zestresowana i zablokowana, że pierwszy raz w życiu doświadczyłam halucynacji ze stresu - wydawało mi się, że jakaś czarna postać przechadza się za drzwiami sali. Domyślałam się że to kwestia stresu i próbowałam robić te zadania. Nic z tego.

Na kolejną maturę rok później szłam wykończona przebytym covidem i mgłą pocovidową, ale szłam ciesząc się, że nie odpuściłam. Dzień wcześniej usłyszałam na odchodne, że wygląda jakbym sobie znalazła sposób na życie z tymi maturami. Przybiło mnie to strasznie i potwornie zraniło. O ile ktoś obcy takie słowa wypowiada to jakoś mnie to nie rusza - nasze drogi się rozejdą prędzej (mogę zakończyć kontakt) albo później (jeśli to np. wykładowca, to w przewidywalnym czasie). Tym bardziej, że kiedyś usłyszałam od tej osoby "jakbyś chciała, to byś się zabiła" po próbie samookaleczenia.

Jakby było mało, była sugestia że wykorzystuję mojego męża na pieniądze nie pracując. Najgorsze jest to, że nie mogę ot tak zerwać tego kontaktu (każdy ma chociażby rodzinę bliższą czy dalszą, którą się widuje od czasu do czasu) i chociaż mówię sobie, że to choroba to jest bardzo ciężko. Na tyle, że w momencie przed maturą nadal kołatały mi w głowie te słowa. Chociaż było lepiej niż rok wcześniej, to nie wystarczająco dobrze. Stres ma ogromnie znaczenie i dobrze uważać, żeby nim nie dowalić teoretycznie bliskim osobom.

Jola